Tegoroczna trasa wyprawy różni się zdecydowanie od zeszłorocznej. Słowacja, Macedonia, Grecja i Gruzja to kraje uboższe finansowo, dlatego w wielu miejscach służyliśmy ciężką pracą. Chociaż praca jest ważna, to aby zrozumieć istotę Europe Waits, trzeba pamiętać o spontaniczności działania Ducha Świętego. Nie liczy się przecież ile i jak wielkie rzeczy czynimy, ale i tylko to, że czynimy je z miłości. Wtedy nawet najbardziej pospolite czynności jak kupowanie wody w sklepie mogą stać się znakiem obecności Pana w naszym życiu. Dlatego całą naszą drogę zawierzamy Bogu na modlitwie i nie zawiedliśmy się.
1. Przystanek Słowacja -Klastor pod Znievom
Na Słowacji cudem było zetknięcie się z księdzem Wladimirem, tytanem mocy Bożej, który żyje obecnie z ok. 160 byłymi bezdomnymi mężczyznami. Oni czują w nim brata i równego sobie, ale szanują w nim też księdza i szefa domu, razem się modlą i pracują. Widzą, że on pracuje jak wół, aby wszystkim mieszkańcom domu było dobrze. Dom rozrasta się z roku na rok (2011 było ok. 80 mężczyzn, w 2012 ok. 130, w zimie ok. 160).
Największym darem było to w jaki sposób udało nam się stać częścią tego domu, będąc i czując się wciąż wyjątkowymi gośćmi, a jednak braćmi i przyjaciółmi. Byliśmy otoczeni troską, kiedy dostawaliśmy 3 nadmiarową butelkę oranżady, a jednak równo spoceni i zgrzani robiliśmy w polu. Ta jedność, wyrażana już liturgią godzin o świcie, rozciągała się na cały dzień, aż do wieczora, kiedy po wspólnej Eucharystii gromadziliśmy się na dziedzińcu razem śpiewać i tańczyć. Wiele rozmów, historii, drobnych prezentów, ukradkiem oddawanych nam czekolad, obrazków, nieśmiałe uśmiechy i gorące uściski, to wszystko przekonywało nas, że dla Boga jesteśmy braćmi. Ich dziwiło dlaczego chcemy do nich przyjeżdżać, ale kiedy przyjechaliśmy do nich drugi raz, doszli chyba do wniosku, że cuda po prostu się zdarzają. Dla nas Słowacja pozostanie Bożym podpisem pod naszą wizją Europe Waits, Jego zgodą i błogosławieństwem dla takiego sposobu świadczenia o Nim. W prezencie dostaliśmy również koncert pieśni religijnych od trzech panów, którzy wspólnie się w nim doskonalą (jeden z nich był mistrzem karate).
PRACA:
Pracowaliśmy 3 dni w polu z mieszkańcami domu.
Urządziliśmy Mistrzostwa Piłkarzyków dla mieszkańców domu, z wielkim pucharem z arbuza i wieńcami laurowymi dla zwycięzców.
Śpiewaliśmy na Mszy Świętej podczas miejscowych uroczystości odpustowych.
Urządziliśmy wieczór z fluidacjami Marcina. Wizualizacje wylądowały na ścianie dziedzińca klasztoru – do muzyki granej na żywo, śpiewanej i odtańczonej wespół my i gospodarze, dla wspólnej radości.
2. Przystanek Macedonia
Budowaliśmy cerkiew prawosławną wraz z miejscową społecznością.
3. Przystanek Grecja
To nasze pierwsze zetknięcie z zakonem prawosławnym. Siostry na początku przyjęły nas życzliwie, wciąż nie rozumiejąc dlaczego chcemy pracować za darmo. Nasze katolickie wyznanie było dla nich wielkim wyzwaniem. Od razu nas polubiły, jednak dopiero z dnia na dzień, z działania na działanie przekonywały się co może w rzeczywistości oznaczać nasza chrześcijańska Jedność. Na początku ta otwartość, gościnność była jakąś oczywistością zakonną, tzn. trzeba przyjąć każdego. Jednak wzajemna czuła obserwacja i wspólne przebywanie w jednym celu czy to modlitwy, czy pracy, pozwoliły nam nawiązać relacje przyjaźni i radości. Patrzyły z podziwem, że ta nasza praca nie jest tylko fikcyjnym pomysłem, ale że ich przygotowania do wielkiego święta klasztoru naprawdę ruszyły z kopyta. Na miejscu poznaliśmy też Jano, który po stracie żony mieszkał przy klasztorze z kilkunastoletnim synem. Dla niego spotkanie z nami było jak ożywczy deszcz. Pracował z nami przy mozaice, imponował swoim spokojem i konsekwencją. Chociaż nie znał żadnego języka obcego dogadywaliśmy się świetnie rozróżniając dwie gradacje: problem i problem, problem. Swoje emocje radości z naszej obecności wyraził zabierając nas w nocy na wypad pickupem w tajemnicze miejsce, które okazało się być plażą i morzem.
Pracowaliśmy 3 dni przy klasztorze, w którym mieszka ok. 10 sióstr i ojciec zakonny. Pracowaliśmy w gaju oliwnym, malowaliśmy rusztowania pod winnice, balustrady, układaliśmy mozaikę z kamieni. Basia rysowała szkice klasztoru.
4. przystanek Gruzja – Tbilisi
Pracowaliśmy przed otwarciem Ośrodka dla Niepełnosprawnych oo. Kamilianów, na budowie, przy malowaniu, kopaniu, dźwiganiu, sadzeniu, podlewaniu roślin, sprzątaliśmy ośrodek. Dodaliśmy akcenty artystyczne: pomalowaliśmy drzwi do piwnicy, napisaliśmy wielki napis powitalny z kamieni oraz zbudowaliśmy camera obscura w karetce, „CINEMA”. Stała się ona wielką atrakcją po uroczystym otwarciu.
Podczas uroczystości byliśmy fotografami, zdjęcia zostały oddane Kamilianom.
5. przystanek Lagodekhi
Robiliśmy fluidacje dla młodzieży na koloni, na dziedzińcu przy namiotach, do muzyki z komórki jednej z dziewczyn.
6. przystanek Gruzja – Vahnaziani
Pracowaliśmy w 4 domach poszkodowanych rodzin po przejściu tornado w okolicach Telavi.
Podczas naszego pobytu w Tbilisi miasto Telavi i wsie zostały odcięte od prądu i uległy ogromnym zniszczeniom. Miejsca, które słyną z wina, a więc bujnej zieleni i bogactwa owoców zamieniły się w pustynię. Tam mieszkaliśmy u ludzi w domach. Temperatura sięgała 45st. Sprzątaliśmy gruzy domów: dachów, okien itd., również te azbestowe, wyrywaliśmy wystające konary drzew, zbieraliśmy gałęzie, grabiliśmy tony liści, pyłu, sprzątaliśmy podmokłe piwnice, zdemolowane pokoje itd.
Europe Waits 2011
Tegoroczna trasa wiodła głównie przez zamożne kraje zachodniej Europy. Mamy wrażenie, że te spotkania z jednostkami duchownymi, którzy niosą na swoich barkach wielkie dzieła jak dom dla bezdomnych, czy zaczynają swoją samotną drogę jak kleryk w Czechach, czy też obsługują 40 parafii jak księża w Romans, były sercem tego wyjazdu. Spotkanie grupy młodych chrześcijan, którzy oddają swój czas, żeby komuś pomóc, żeby po prostu z kimś pobyć to coś niecodziennego, wyjątkowego, powiedziała nam siostra w Romans. Chcieliśmy, aby nasza obecność była znakiem od Kościoła, że księża nie są sami, że siostry są zawsze w naszej pamięci, że podtrzymując ze sobą kontakt, możemy się wspierać i umacniać. Bo każdemu z nas jest potrzebne świadectwo kogoś drugiego.
1. Przystanek Słowacja – Klastor pod Znievom
Nie mamy wątpliwości, że Duch Święty uczynił z Klasztora pod Znievom nasz pierwszy przystanek, aby pokazać nam, jak wielka jest jego moc i jak możemy z niej korzystać, żeby dawać Jego świadectwo. A powiedzieć trzeba, że w tej niewielkiej i niepozornej mieścinie Duch jest wielki. My, grupa obcych z ulicy przyjęci z największą serdecznością przez tytana księdza Wladimira, jego siostrę i 80 bezdomnych mężczyzn. Uzbrojeni w pędzle, puszki z farbą, ukulele, kilka dobrych głosów, serca gotowe do modlitwy i dzielenia się spędzilśmy pod Znievom 4 dni, gdzie Pan nie przestawał nam błogosławić. Podczas jednej z mszy ksiądz Wladimir powiedział, że to Bóg nas do nich sprowadził. My to wiedzieliśmy patrząc na twarze panów mieszkających w Klasztorze, dzieląc radość podczas wspólnych śpiewów i modlitwy i lejąc wspólne łzy kiedy nadeszłą pora rozstania. Wiedzieliśmy, że to Boże sprawki są.
Nie mogło być lepszego początku dla Europe Waits.
2. Przystanek Czechy – Velehrad
Pośrodku pielgrzymkowego centrum Czech, miejsca skąd Cyryl i Metody szerzyli chrześcijaństwo na Europę Wschodnią, w kraju dziś bardzo zlaicyzowanym, znaleźliśmy swoje miejsce blisko Boga. Przygarnęła nas jedna siostrzyczka, która urzędując w wielkiej bazylice zawsze znajdowała czas żeby przygotowac nam posiłek, obdarzyć opowieściami i uśmiechami. My obdarowywaliśmy ją tym samym i jeszcze dodatowo ciężką pracą ze ścierką i zmiotką.
Udało się nam wysprzątać na połysk świeżo wyremontowane centrum rekolekcyjne. Pracą i modlitwą dzieliliśmy się z Martinem, który jako pierwszoroczny seminarzysta przyjechał do Bazyliki na praktyki i szczęślwie spotkał nas, braci w Duchu.
3. Przystanek Austria – Salzburg
Przepiękny XVI wieczny klasztor Kapucynów górujący nad miastem. A w nim 8 braci, z wielką wiarą, ale rękoma którym brakuje pracy, sercami, którym brakuje wiernych, a wśród nich nasz rodak – brat Tomasz. W miejscu, które opływa we wszelkie dostatki, a tym czego brakuje ludziom nie są pieniądze, ale obecność drugiego człowieka, nasza praca wglądała nieco inaczej. Po prostu byliśmy, dając świadectwo w modlitwie, w codziennym uczestniczeniu w liturgii, ulicznych śpiewach i rozmowach. Widzieliśmy łzy Brata Tomasza podczas liturgii, a były one znakiem od Boga, że jego powołanie jest wciąż żywe. Czy przyjechaliśmy tam dla niego? Kiedy wyjeżdzaliśmy gotowy był ruszyć z nami w drogę. Został, prowadzić swoją drogę na miejscu.
4. Przystanek Francja – Ives de Parmeni
Trudny przystanek w podróży. Przepiękne miejsce, gdzieś posród francuskich dolin, dom rekolekcyjny z kamieni i szkła. Pełno w nim młodych ludzi, którzy przyjechali na kurs wychowawców. Być może dlatego prowadzący ośrodek świeccy bracia nie byli przekonani do naszej obecności tam. Pierwszego dnia udało się nam zbudować kawałek szopy, ale drugiego z jakiś powodów dalsza praca okazała się niemożliwa. A było jej pod dostatkiem. Zaczynając chociażby od umycia wspomnianych wyżej okien i szyb, którym bardzo by się to przydało. Trzeciego dnia więc, wyszliśmy do sklepu po zakupy i już postanowiliśmy nie wracać, ale ruszyć dalej i szukać miejsca gdzie nasza obecność będzie bardziej potrzebna.
5 Przystanek Francja – Romans
Miejsce takie znaleźliśmy, w niewielkiej parafii w mieście Romance. Tak niewielkiej, że nasze namioty musieliśmy rozbić w ogrodzie. Ogród wysprzątaliśmy, wyplewiliśmy, figurka Matki Boskiej została umyta, a wiadra śliwek przerobione na kompot. Nie tylko to jadnak było naszym zajęciem w Romance. Ksiądz, który nas gościł miał pod swoją opieką tak dużo parafii, że prawie go nie widywaliśmy. Tytan pracy, kolejny na naszej drodze. Ostatniego dnia, odprawiając mszę w Bazylice Św. Bernarda podziękował nam za naszą obecność i świadectwo, jakie dajemy w naszej drodze. Podczas codizennych liturgii poznaliśmy też wspaniałe siostrzyczki, które pokazały nam kolejny kierunek – zgromadzenie sióstr klauzurowych w Nicei.
6. Przystanek Francja – Nicea
Posprzątaliśmy ogród, wyczyściliśmy święte figury, podlaliśmy trawniki, ale także i tutaj, to nie praca naszych rąk okazała się najważniejsza, ale spotkanie. Wspólna liturgia, wspólna adoracja. Siostry znalazły też czas, żeby usiąść z nami przy stole i opowiedzieć historie swojego życia. Część z nas rozważała już posoztanie w klasztorze, takie promienne i ciepłe były siostrzyczki.
Ciężko powiedzieć o najlepszym miejscu, albo zdarzeniu, bo było ich wiele. Najpiękniejsze były te momenty, gdzie z pomocą Ducha Świętego udawało się nam nawiązać kontakt z ludźmi, z którymi przebywaliśmy. Wszystko to przychodziło z Bożej łaski, przez ludzi. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę to nie tam, gdzie mieliśmy do wykonania najcięższą pracę, byliśmy najbardziej potrzebni, ale tam gdzie przyjmowano nas z radością i serdecznością, tam gdzie była wspólnota serc i Ducha. Pod Znievom, z Martinem w Velehradzie, w Salzburgu z bratem Tomaszem, z ludźmi którzy nas zabierali i w których była otwartość, z tymi którzy nas karmili i gościli, podczas modlitwy z Siostrami w Nicei. To były właśnie te momenty w Bogu, Ci ludzie.