Czy autostop rdzewieje?
Takie pytanie zadawaliśmy sobie przed wyjazdem, bo w końcu przez dwa lata kciuki nasze nie były w użyciu, zatem spodziewaliśmy się wszystkiego. A najbardziej ulewy, która była zapowiedziana i gwarantowana, o czym przypominały nam smsy z alertem. Do tego w tym roku wyruszyła z nami ekipa Europewaits Youths (zwana czule Jufsami), więc jedziemy w (nieco 😉) odmłodzonym składzie.
Szybko się okazało, że jazda stopem jest jak jazda na rowerze – tego się nie zapomina, a emocje, które temu towarzyszą tak wciągają, że i debiutanci nie przykładają wagi do ewentualnych trudności.
Dla wszystkich zainteresowanych potwierdzamy też, że gdy się zaśpi, to autostop nie ‘ucieknie’ (w przeciwieństwie do tramwaju, autobusu czy samolotu). Sprawdziliśmy w praktyce, bo jedna grupa – spuścimy tu zasłonę milczenia na jej członków – zupełnie zaspała na zbiórkę, a nawet obudziła się po. Jak to się stało – nie wiemy (i oni tez nie). Istnieje teoria, że Duch Święty chciał dać się im wyspać i tego się trzymamy. Zatem podróż rozpoczęliśmy z poślizgiem, stopy jednak „brały”, a pogoda okazała się idealna … do czasu. O tym jednak za chwilę, bo od pogody ciekawsze są zawsze spotkania z dobrodziejami kierowcami. Zatem posypały się historie ciekawe – kierowca rajdowca, kierownik budowy (co znał parę skrótów), GOPR-owiec z Polski i TOPR-owiec ze Słowacji, autokar do Czarnogóry, strażnik pogranicza, emigrant z Chicago – żeby wspomnieć tylko kilku. W ten oto sposób nasza wiedza kolektywna została ubogacona m.in. o kazusy terrorystyczne na lotniskach, akcje ratunkowe w górach, tajniki prac budowlanych oraz przegląd lokalnej piosenki disco. Łapanie stopa zajmowało od 1 minuty do… 4 godzin. Rozemberok stał się nowym trójkątem Bermudzkim dla Marysi i Michała. Jednym udało się dojechać w stanie suchym, z podwózką pod same drzwi, inni przemokli do suchej nitki (ach, ale jakie to teraz są opowieści!). W końcu jednak i tak wszyscy spotkaliśmy się ‘na kawce w Znievce”, czyli w naszym ukochanym klasztorze pod Znievom u księdza Władka.
Zostaliśmy przywitani po królewsku, od uścisków i powitań poprzez zakwaterowanie w domu gościnnym. Dzień zakończyliśmy mszą świętą i wspólnym uwielbieniem. Wspaniałą niespodziankę zrobili nam Elżbieta i Arnold, których poznaliśmy 4 lata temu służąc w Rodzinkovie. Przyjechali ekstra sto kilometrów, by się z nami spotkać. Uściski, łzy wzruszenia, rozmowy i wspólne uwielbienie oraz modlitwa.
Bóg jest dobry, a my cieszymy się, ze znowu jesteśmy razem!
W drodze.
Na Bożych ścieżkach.
I już sami nie możemy doczekać się kogo Pan Bóg tym razem postawi na naszej drodze, albo na czyjej nas. Jedno jest pewne – będzie to droga pełna niespodzianek. I dobrze nam z tym.
Marysia doradza, co wypisać na kartonach.
Posłusznie…
Zarzucamy pierwsze sieci…
Słowacja czy Chyżne? Idziemy w wariant max, czyli docelowy, bo po co ograniczać Pana Boga w szczodrości (autostopowej).
Gdy łapiesz na stopa … autobus wycieczkowy. Można? Można!
Pierwsze na miejscu – Lideczka i Miriam.
A tymczasem przystojni TOPR-owcy ratują inne dwie autostopowiczki od deszczu, i podwożą pod same drzwi.
Naciągają kolejne mistrzynie autostopu…
Klasztor pod Znievom. Europe Waits’owy drugi dom.
Spotkania z księdzem Władkiem jak zawsze od serca i inspirujące.
Na 'naszych’ salonach…
Nasza Elżbieta z Rodzinkova – żadna odległość nie jest za duża by się spotkać z tymi, których nosimy w sercach.
Tak twierdził Don Bosco i coś w tym jest!
Nasze kochane Jufsiki! Dojechały całe i zdrowe.