|

Lifting żółkiewskiego cmentarza

Najpierw to kolega Jagi powiedział jej o siostrach dominikankach w Żółkwi, później wspomniał o nich też ksiądz Julian i choć jeszcze we wtorek wieczorem chcieliśmy jechać do odległego od nich o 10 km monastyru, w środę rano już było jasne, że to właśnie Żółkiew będzie naszym kolejnym celem. Znaki były wprawdzie nietypowe, ale jakże wyraźne: najpierw mój sen z ojcem Szustakiem, który przecież jest dominikaninem, a potem pojawienie się psa (Domini canes to psy Pana 😉 w środku rozmowy o naszym następnym kierunku. A już zupełnej pewności nabraliśmy w samej Żółkwi, po tym jak szarżowały na nas dwa kozły w kolorze habitów dominikanek: czarnym i białym;). I choć podróż przez granicę była czasochłonna i momentami stresująca, to miejsce, do którego dotarliśmy wieczorem, wynagrodziło wszystko. Siostry mieszkają w urokliwym domku z altanką, hamakiem, stołem nakrywającym się ciągle pysznościami i ogrodem, który tylko czekał na nasze namioty. No i najważniejsze: znalazła się tu dla nas praca! Polskie groby na miejscowym cmentarzu były tak zarośnięte, że gdyby nie siostry, nie wiedzielibyśmy o ich istnieniu. I choć po dwóch dniach nadal jest co robić, to co trzynaście osób to nie jedna ;). A później było nas jeszcze więcej, bo dołączył Stephen z Holandii, który przyjechał tu na ślub znajomych i zatrzymał się u sióstr. I tak, sielsko i pracowicie mijały nam tu dni. Późne wieczory upływały nam za to na rozmowach z siostrami, które poza świetnym poczuciem humoru mają też ogromną wiedzę na temat historii Ukrainy i nie tylko.

 

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *