|

Pożegnanie z Sokółką

Po całym dniu roboty spaliśmy jak zabici. Jaga w ramach wczesnego wstawania miała dostawać jakieś zadania wymagające pełnej mobilizacji. Zaczęliśmy od czegoś prostego, czyli od zjedzenia kanapki położonej jej na wyciągniętej dłoni (Przebieg zadania widoczny na zdjęciu). Gdy już wszystkim udało się wstać, zabraliśmy się za sprzątanie parkingu przy sokólskim kościele, za co w nagrodę dostaliśmy lody od „prawdziwie kreconych lodzow” w wypasionym busie. Zostalismy zaproszeni tez na film o cudzie. Z poczuciem spelnionej misj poszlismy dziekowac Panu za ten czas, zeby znow ruszac w nieznane. Szalony ksiadz Wojtek z wiatrem we wlosach biegl z nami pokazac nam, gdzie najlepiej bedzie zlapac stopa i w ostatniej chwili zawrocil, bo mial byc na slubie. Poswiecenie jego bylo tym wieksze, ze zrezygnowal dla nas z drukowania sobie tekstu kazania. Co jak na swiezutkiego ksiedza jest nielada wyczynem.

Tego samego dnia dotarlismy do RozanegoStoku. Wieczorem, po ustaleniu szczegolow naszego pobytu z ks. Markiem, zainteresowala nas cerkiewka z blekitnymi kopulami widniejaca na horyzoncie. Nastepnego dnia byla niedziela, wiec znalazl sie sie czas na mala wyprawe. Od Sanktuarium oo. Salezjanow, przy ktorym sie zatrzymalismy, do cerkwi w Jacznie prowadzila symboliczna, prosta droga przez pole. Na miejscu odnalezlismy ksiedza prawoslawnego, ktory chetnie oprowadzil nas po cerkwi odpowiadajac ze szczegolami na wszystkie nasze pytania. Nieopatrznie spytal nas, czy jestesmy glodni, na co odpowiedzielismy z usmiechem: ,,My zawsze jestesmy glodni”. I tak zasiedlismy przy stole suto zastawionym pieknymi i wysmienitymi, choc postnymi daniami (trafiilismy akurat na imieniny przyjaciela batiuszki Slawomira i jego zony). Ngdy nie zapomnimy ciepla gospodarzy, dlugiej rozmowy przy stole i dziwnego kamienia slusznej wielkosci w ogrodzie (sa podejrzenia, ze to meteoryt, jednak teoria ta dopiero czeka na potwierdzenie- probke znaleziska dostarczymy niebawem do warszawskiego laboratorium) !

After working all day, we slept like a log. Jaga, in order to get up early in the morning, was supposed to be charged with tasks requiring full mobilization. We started with a simple activity— that is eating a sandwich which was put on her extended hand (see the photo). When we all managed to get up, we got to cleaning the parking near the church in Sokółka. In reward, we got some ice cream. We were also invited to watch the movie about the Eucharistic miracle in Sokółka. With the feeling of mission accomplished we went to thank God for that time. Father Wojtek , with wind in his hair, accompanied us to show us where was the best place to hitchhike. He turned back in the nick of time, as he was supposed to conduct a wedding ceremony. His sacrifice was even bigger: it turned out that for the sake of our mission he gave up printing the text of his sermon. And that’s a real challenge for a new priest.

 

Similar Posts

2 Comments

  1. Czy „Jaga” po angielsku nie powinno się pisać „Yaga”? Bo jeszcze ktoś przeczyta, że to „Dżaga” czy coś 😛

    1. Dżaga to jeszcze lepiej. Ale jak będzie zapis „Jagodzianki”, zakonu, na którego czele ma stanąć Jaga tego już nikt nie wie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *